Schwarzenegger to najdłuższe nazwisko w show-biznesie. A na pewno najdłuższe nazwisko, jakie kiedykolwiek nosił najlepiej opłacany aktor na świecie. Wiele osób przekonywało go, że warto je zmienić, bo sama wymowa sprawia trudność. Ale dumny Austriak uparł się, że jeśli ludzie raz nauczą się je wymawiać, to nigdy go nie zapomną.
Rozmarzony Arnie
Urodził się w 1947 roku. Dorastał w małej alpejskiej wiosce jako syn żandarma. Jako dziecko nie wyróżniał się niczym specjalnym. Wspomina jedynie, że ojciec-policjant trzymał w domu dyscyplinę i wychowywał go w oparciu o rygor oraz sport. - Byłem zdyscyplinowany i zdeterminowany. Sport uczy właśnie tego, że im ciężej pracujesz, tym szybciej dotrzesz na szczyt - twierdzi.
Od wczesnych lat oglądał amerykańskie filmy, chodził na siłownię i marzył, by zostać kulturystą, a potem wyjechać do Ameryki. Rodzice szykowali go na stolarza, lecz on chciał mieć potężne ciało i pokazywać je na scenie oraz ekranie.
Zaczął więc ćwiczyć. Sprowadzał z Kalifornii magazyny dla kulturystów, z których czerpał wiedzę. W ciągu trzech lat zyskał dodatkowe 20 kg mięśni i zaczął rzucać się w oczy. W połowie lat 60. jego kariera zaczęła nabierać tempa. W 1967 roku przeniósł się do Monachium i podjął pracę na siłowni. Ćwiczył nie tylko po to, by dobrze wyglądać. Uczył się też, jak się dobrze prezentować i dawać show przy pomocy własnego ciała. W wieku zaledwie 20 lat został Mr. Universe. Rok później Amerykanie szykowali się do lotu na Księżyc, a on leciał do Ameryki, by zostać symbolem prężnie rozwijającej się kulturystyki. Tak zaczął spełniać dziecięce marzenia.
Arnold w Ameryce!
Początkowo wiódł raczej beztroskie życie. Ćwiczył na plaży Venice Beach w Los Angeles razem z innymi kulturystami. Często otaczał ich tłum hipisów i gapiów. Było także mnóstwo pięknych kobiet. Kulturystami zaczęła się bowiem interesować telewizja. A Arnold Schwarzenegger zyskiwał dzięki niej coraz większą popularność.
Pierwszą amerykańską misją Arnolda-kulturysty była zmiana wizerunku tej profesji. Miał prezentować się męsko i otaczać kobietami, ponieważ kulturystyka uchodziła wówczas za dyscyplinę dla gejów. Mówiło się też, że kulturyści są głupi i niezgrabni. Zmienił to dopiero film dokumentalny, który włączył kulturystów w obieg świata sztuki. - Uważam się za rzeźbiarza. Tyle że moim tworzywem jest ciało - mówił w jednym z wywiadów Schwarzenegger. A dzięki filmowi „Kulturyści” pisały o nim opiniotwórcze media z „New York Timesem” oraz „People Magazine” na czele. Zaczął też poznawać gwiazdy Hollywood i świata sztuki. Stawał się coraz popularniejszym ambasadorem muskułów.
Jednocześnie uczył się Ameryki. Studiował zarządzanie, szlifował angielski i przed 30. rokiem życia miał już na koncie pierwszy milion dolarów. Nie tylko za sprawą branży kulturystycznej. W czasach Ala Pacino i Woody’ego Allena wślizgnął się bowiem do Hollywood furtką z filmami klasy B. Początkowo producenci nie wiedzieli, co począć z jego odjechanym ciałem, które spadło z Olimpu. Dlatego grywał albo herosów, albo osiłków. Aż wreszcie Bob Rafelson zaproponował mu rolę w filmie „Niedosyt”, za którą Austriak nieoczekiwanie otrzymał Złotego Globa.
Sukces absolutny
Od tej chwili kariera Arnolda nabiera rozpędu. I to dwutorowo. Z jednej strony w Ameryce wybucha fitness, a Schwarzenegger staje się trenerem osobistym kraju, który postanowił odzyskać formę. Z drugiej strony zaczyna dostawać role w filmach, które docierają do szerokiej, międzynarodowej publiczności. W 1982 roku „Conan Barbarzyńca” czyni go pogańskim bożyszczem i symbolem siły oraz żelaznej woli. Ale postacią mityczną staje się tak naprawdę dopiero w roku 1984. Wtedy premierę ma „Terminator” Jamesa Camerona. Bohater przychodzi na świat w blasku błyskawicy, niczym twór doktora Frankensteina. I równie mocno wyrywa się w masowej świadomości.
Od tej chwili Schwarzenegger jest rozchwytywany w świecie filmu. Mógłby zagrać właściwie w każdej produkcji. Producenci wiedzieli bowiem, że widzowie pójdą oglądać jego, a nie film. Ale on od początku jest świadomy swoich atutów. Wie, że nie sprawdzi się w każdym gatunku i podchodzi do swojej kariery aktorskiej pragmatycznie. Postanowił grać takich bohaterów, jakich oczekuje od niego publiczność - silnych, sprawnych, niebezpiecznych. Gra więc w takich filmach, jak: „Commando” (1985) czy „Predator” (1987), by w końcu odważyć się na zmianę wizerunku dzięki takim produkcjom, jak: „Bliźniacy” (1988), „Gliniarz w przedszkolu” (1990) czy „Pamięć absolutna” (1990).
W ten sposób Austriak, który przyszedł na świat w małej, alpejskiej wiosce, zaczął realizować swój amerykański sen i stał się maszyną do odnoszenia sukcesów. W międzyczasie w roku 1986 ożenił się z prezenterką telewizyjną Marią Shriver - siostrzenicą prezydenta Johna F. Kennedy’ego i córką kandydata Partii Demokratycznej na stanowisko wiceprezydenta oraz byłego ambasadora Stanów Zjednoczonych we Francji Sargenta Shrivera. Jednocześnie sam Arnold popierał Partię Republikańską i pod koniec lat 80. wspierał kampanię prezydencką George’a H.W. Busha.
Dojrzała kariera
Schwarzenegger uzyskał wreszcie status hollywoodzkiej gwiazdy, a także celebryty. Razem z żoną tworzyli jedną z najbardziej medialnych par w USA. Po zwycięskiej kampanii prezydenckiej George H.W. Bush mianował go szefem rady ds. kultury fizycznej i sportu. Arnold rozpoczął krucjatę dla zdrowia i kondycji Amerykanów. Prowadził ją w każdym możliwym miejscu i czasie, nawet na trawniku przed Białym Domem. Namawiał wszystkich, aby zaczęli ćwiczyć, a nie tylko podziwiali tych, którzy dobrze wyglądają i są sprawni. Przez lata dostosowywał się do Ameryki. Teraz zacząć dostosowywać Amerykę do siebie.
Gwiazdorski status potwierdził dzięki wysokobudżetowemu „Terminatorowi 2: Dzień sądu” (1991), który zarobił na świecie ponad 500 milionów dolarów. W dalszym ciągu grywał twardzieli („Bohater ostatniej akcji”, 1993; „Prawdziwe kłamstwa”, 1994), ale nie wahał się przyjmować ról, które odbiegały od utrwalonego wizerunku, jak choćby w filmach: „Junior” (1994), „Świąteczna gorączka” (1996) czy „6-ty Dzień” (2000).
Niezależnie od rodzaju produkcji - ludzie kupowali bilety na Arnolda Schwarzeneggera, a wytwórnie zarabiały na nim krocie. Jego nazwisko stało się jedną z najbardziej rentownych marek Ameryki lat 90. Stał się twarzą globalizacji w kinie oraz symbolem sukcesu spod znaku american dream i przykładem selfmademana, który bierze sprawy w swoje ręce i wspina się na szczyty sławy.
Młodość nie trwa jednak wiecznie. W filmie „Terminator 3: Bunt maszyn” (2003) zagrał więc starą maszynę. W międzyczasie przechodzi też operację serca. Jego dni w show-biznesie wydają się policzone. Ale wtedy totalnie zmienia kurs kariery i w 2003 roku zostaje 48. gubernatorem stanu Kalifornia. Nikt nie przypuszczał, że przyjdzie mu to tak łatwo. Ale przecież nie był nowy w polityce, szykował się do tego od lat.
Terminator na gubernatora
Nie było przed nim nikogo, kto tak mocno złączyłby swój wizerunek polityczny z rolami ekranowymi w kampanii wyborczej. Wyborcy nie głosowali bowiem na Arnolda Schwarzeneggera, lecz na Terminatora.
W wieku 56 lat naturalizowany Austriak został wybrany na wysoki urząd w przybranej ojczyźnie. Okazał się pragmatykiem, całkiem skutecznym, co pozwoliło mu uciszyć krytyków. Sprawował funkcję gubernatora przez dwie kadencje, w trakcie których poświęcał wiele czasu ekologii i ochronie środowiska. Kiedy w 2011 roku skończył karierę polityczną, niezwłocznie wrócił do filmu. Zupełnie jakby polityka była tylko jedną z wielu jego ekranowych ról.
Zagrał w kontynuacjach kultowego „Terminatora”: „Terminator: Genisys” (2015) i „Terminator: Mroczne przeznaczenie” (2019). Wystąpił także w komediowej serii: „Niezniszczalni” (2010), „Niezniszczalni 2” (2012) i „Niezniszczalni 3” (2014), która parodiuje filmy akcji z twardzielami w rolach głównych, dowodząc, że potrafi zachować dystans do swojego wizerunku.
W social mediach pisze o sobie: były Mr. Olimpia, Conan, Terminator i gubernator Kalifornii. W 2012 roku opublikował autobiografię, w której tłumaczy się z jedynej poważnej życiowej porażki - rozwodu z Marią Shriver, z którą ma czworo dzieci. Przyczyną rozwodu było piąte dziecko, które Arnold spłodził innej kobiecie w 1997 roku. Prawda wyszła na jaw dopiero w roku 2011. I właśnie wtedy rozpadł się ich związek. Wziął na siebie pełną odpowiedzialność, a promując książkę opowiadał, że chciał, aby ludzie poznali nie tylko dobrego Arnolda, lecz także takiego, który błądzi.
Mimo wizerunkowych plam i mniejszych bądź większych porażek Arnold Schwarzenegger pozostał symbolem wspaniałej kariery - chciałoby się rzec od pucybuta do milionera - jaką obiecuje migrantom Ameryka. A przede wszystkim symbolem kultury fizycznej oraz dobrej, choć czasem brutalnej rozrywki. Po tym wszystkim jedno jest pewne - ludzie już wiedzą, jak wymawiać jego nazwisko. I trudno im będzie je zapomnieć.