Zdzisław Najmrodzki (Dawid Ogrodnik) wychodzi na więzienny spacerniak. Kilku zrezygnowanych oprychów siedzi pod ścianą, a on staje na środku i zaczyna rozgrzewkę. Biega, rozciąga się, podskakuje. Strażnicy i współwięźniowie obserwują go znudzeni. To król ucieczek, ale co miałoby się wydarzyć na środku pilnie strzeżonego, otoczonego płotem podwórka? Tymczasem po jednym z pajacyków Najmro po prostu znika. Jak to zrobił? O tym można się dowiedzieć z dalszej części filmu. Ale już pierwsza scena to czytelny komunikat, że należy się spodziewać niespodziewanego.
Filmowa biografia
Film o Zdzisławie Najmrodzkim po prostu musiał powstać. „Król złodziei”, „mistrz ucieczek”, człowiek, który 29 razy wymykał się pościgom, umykał z konwojów lub zakładów penitencjarnych, by na koniec zostać ułaskawionym przez prezydenta. W jego życiu było tyle materiału na porządne kino akcji, że twórcy z pewnością mieli problem, co odrzucić. Bo choć przygody miał niebywale fotogeniczne, to było ich zbyt dużo na jeden film. Z nadmiaru bogactwa wybrnęli jednak sprytnie - zamiast kręcić klasyczną biografię, postawili na kreatywną wizję miłosnych i łotrzykowskich perypetii głównego bohatera.
Jest więc Najmro przekonującym polskim Robin Hoodem, nawet jeśli w rzeczywistości nie był tak szlachetny, jak chcieliby filmowcy. Potyczka z nieprzejednanym milicjantem Barskim (Robert Więckiewicz) to dla niego gra w berka. Tym zabawniejsza, że mundurowy ma co najmniej nieporadnego asystenta Ujmę (Rafał Zawierucha). Włamania do Pewexów czy kradzieże polonezów to właściwie sposób spędzania czasu z przyjaciółmi. A ucieczki z aresztów, konwojów czy sal sądowych odbywają się z nieprzyzwoitą wręcz nonszalancją. Najpoważniejsza w tej umyślnie niepoważnej komedii jest miłość do Tereski (Marta Wągrocka), która powoduje przemianę bohatera i determinuje jego losy.
Ekipa na miarę bohatera
Reżyser Mateusz Rakowicz na każdym kroku podkreśla, jak wiele zawdzięcza ludziom, z którymi pracował nad „Najmro”. Pomysł podsunął mu Andrzej Andrzejewski. Historię pomógł sformatować i napisać Łukasz M. Maciejewski, któremu należą się szczególne wyrazy uznania za scenariusz pełen błyskotliwych i zabawnych dialogów, zwrotów akcji, bez których nie ma dobrego kina rozrywkowego, ale też bohaterów, którzy nie są jednowymiarowi i przechodzą ciekawe przemiany. A do tego jest tam masa aluzji do popkultury okresu PRL (zmieścił się nawet Pomysłowy Dobromir!) oraz wpadających w ucho sloganów. Szafa gra!
Wiele pracy w odtworzenie realiów epoki włożyły scenografka Anna Anosowicz, dekoratorka wnętrz Anna Rymarz, kostiumografka Marta Ostrowicz oraz charakteryzatorka Ewa Kowalewska. To dzięki nim PRL nabrał atrakcyjnego kolorytu i przestał być szaroburym tłem znanym z kina moralnego niepokoju. W takim entourage'u na spektakularności zyskują sceny kaskaderskie i nie przeszkadza mnogość efektów w slow motion. Wisienkę, a właściwie wisienki na tym wybornym, rozrywkowym torcie stanowią dopracowane zdjęcia Jacka Podgórskiego. Delektować można się bowiem niemal każdym kadrem. Ale czy mogło być inaczej, skoro Mateusz Rakowicz przeszedł za kamerę znad stołu do storyboardów?
Kolorowy powrót do tamtych szarych lat
Można wręcz powiedzieć, że PRL jest w „Najmro” aż zbyt atrakcyjny, bo twórcy zabawili się z kolektywną pamięcią, wyciągając z epoki tylko to, co najlepsze. Nie epatują biedą, elementy zniewolenia nie są zbyt opresyjne (przynajmniej dla głównego bohatera). Jest za to masa znakomitej muzyki (m.in. Anna Jantar, Maanam, Andrzej Zaucha, Czesław Niemen) oraz zręcznie rozmieszczonych tropów do wiecznie żywych tworów kultury z tamtych lat (m.in. „Funky Koval” czy „Klątwa Doliny Węży”). Można wręcz zatęsknić za czasami słusznie minionymi. Tym bardziej że twórcy opowiadają o nich, umiejętnie podkradając elementy stylu z takich klasyków jak „Złap mnie, jeśli potrafisz”, „American Hustle” czy „Vabank”. Zresztą niektórych scen nie powstydziłby się sam Guy Ritchie, a nawet Marvel.
Magia kina
Najważniejsze w „Najmro” jest jednak to nieuchwytne coś, co sprawia, że film ogląda się z przyjemnością. Składają się na to z pewnością dobre rozwiązania i pomysły całej ekipy, pierwszorzędne aktorstwo, sprawna reżyseria, inteligencja i przenikliwość twórców. Ale czuć też pasję, z jaką to kino powstawało. Czuć energię, która przeniosła się na ekran i udziela się widzom. Po prostu czuć magię kina, które nie ma pretensji do artystycznych wyżyn, a jednak jest pełnoprawnym artystycznym tworem. I które mimo pewnych (być może wymuszonych metrażem) skrótów - oferuje odrobinę nieprzeciętnej rozrywki. Pozwólcie „Najmro” skraść sobie te niespełna dwie godziny życia. Nie będziecie żałować.
Dystrybutorem filmu jest Mówi Serwis. Producentem „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” jest TFP, a koproducentami Telewizja POLSAT, Cyfrowy Polsat, Polkomtel oraz Mazowiecki i Warszawski Fundusz Filmowy. Film jest współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.
„Najmro” w piątek, 14 czerwca, o godz. 21:00 w Polsat Film.